Górnik Łęczna - Arka Gdynia 0:0
Górnik: Sergiusz Prusak - Aleksander Komor, Gerson Guimaraes, Maciej Szmatiuk, Leandro - Szymon Drewniak, Adam Dźwigała (78' Krzysztof Danielewicz) - Grzegorz Piesio (89' Paweł Sasin), Javier Hernandez, Grzegorz Bonin - Piotr Grzelczak (70' Przemysław Pitry)
Arka: Konrad Jałocha - Damian Zbozień, Krzysztof Sobieraj, Michał Marcjanik, Adam Marciniak - Antoni Łukasiewicz, Dominik Hofbauer - Marcus da Silva, Mateusz Szwoch (73' Rafał Siemaszko), Miroslav Bożok (80' Rashid Yussuff) - Paweł Abbott (90' Dariusz Zjawiński)
Widzów: 2558
Wyjazd do Lublina wydawał się jednym z łatwiejszych w tym sezonie. Gospodarze okupują miejsce w strefie spadkowej, ponadto grają bez wsparcia kibiców i poza domem. Arka jednak także sporo traci na wartości, gdy opuszcza najpiękniejsze miasto w Polsce. W tej sytuacji był to typowy bukmacherski "no bet" - mecz bez faworyta, gdzie każdy wynik jest otwarty.
Dwutygodniowa przerwa przyniosła sporo obserwacji i wniosków trenerom Arki, czego efektem były liczne zmiany w składzie. Nieoczekiwanie do "jedenastki" powrócił Krzysztof Sobieraj, a z pozycji siedzącej mecz musieli obejrzeć Marcin Warcholak i Dariusz Zjawiński. Tak zestawiona Arka ruszyła od początku do ataków. Już w 4. minucie piłka w polu karnym znalazła Szwocha, ten jednak uderzył fatalnie, marnując dobrą okazję. Kilka minut później uaktywnił się Abbott. W polu karnym świetnie "skręcił" Szmatiuka, spojrzał gdzie jest ustawiony Prusak, ale niestety uderzył prosto w niego. Wydawało się, że to dopiero preludium sobotnich emocji. Niestety, na kolejne przyszło nam poczekać aż do samej końcówki meczu.
Obaj trenerzy wiedzieli, że gra Górnika i Arki jest mocno uzależniona od Bonina po stronie gospodarzy oraz Szwocha i Marcusa ze strony Arki. Znacznie lepiej pracę domową odrobili łęcznianie, którzy całkowicie wyłączyli obu arkowców z gry. Z wymienionej trójki najwięcej swobody miał więc Bonin. Skrzydłowy Górnika był wszędzie, uderzał czterokrotnie na bramkę Arki, dogrywał kolegom, którzy jednak przegrali wszystkie pojedynki ze świetnie dysponowanym Jałochą. Emocje zaczęły się po upływie 80. minuty. Najpierw bramkarz Arki doskonale zatrzymał uderzenie Danielewicza, by po chwili dwukrotnie w sobie tylko znany sposób powstrzymać Pitrego. Przyznać trzeba, że raz dopisało mu też szczęście, gdy piłka trafiła Gersona dwa metry przed linią bramkową i spadła na górną siatkę bramki. Ataki Arki rozruszało dopiero wejście Rafała Siemaszki. Niski napastnik udowodnił, że jest życie bez Szwocha i zdynamizował ospałą grę żółto-niebieskich, uruchamiając przy tym Abbotta. W 80. minucie Siemaszko dopadł do dobrego dośrodkowania Zbozienia, jednak przegrał pojedynek z kapitalnie broniącym na linii Prusakiem. To był mecz bramkarzy. Obaj zachowali się w decydujących momentach wzorowo i zakończyli mecz niepokonani.
W zespole żółto-niebieskich warto też wyróżnić udany powrót do składu bezbłędnego Sobieraja. Niedawny kapitan Arki grał ofiarnie, ambitnie i sprawił trenerom Arki spory ból głowy przed zbliżającymi się derbami. W kilku akcjach z dobrej strony pokazał się też Dominik Hofbauer. Austriak gasł jednak z każdą minutą i podobnie jak w Ostrowcu nie wytrzymał meczu kondycyjnie. Dobre informacje są też takie, że Arka utrzyma wysokie 5. miejsce w tabeli. Złe, że od sierpniowego meczu w Warszawie, czyli blisko dwóch miesięcy, nie potrafimy strzelić więcej niż jednej bramki w meczu. Dziś dobra gra obrońców i bramkarza zapewniła nam punkt, który z pewnością drużyna potraktuje z szacunkiem. Dla beniaminka każda zdobycz wyjazdowa jest bardzo cenna. W kolejnych meczach, które rozegramy w domu, liczymy jednak na więcej.