W 18. kolejce I ligi zmierzą się ze sobą dwa zespoły, które przed rozpoczęciem sezonu były rozpatrywane jako główni faworyci do awansu. Zarówno żółto-niebiescy, jak i piłkarze z Beskidu Śląskiego mieli wyglądać jeszcze mocniej niż w poprzednich rozgrywkach – na ich korzyść powinno przecież zagrać doświadczenie z minionej kampanii połączone z przemyślanymi ruchami transferowymi i cennymi uzupełnieniami luk w składach. Tymczasem przed pierwszą serią gier nominalnej rundy wiosennej w obu klubach panuje ogromne rozczarowanie. Jedni wygrywali jesienią osiem razy, drudzy – siedem. To stanowczo za mało jak na ambicje panujące w Gdyni i Bielsku-Białej. Także pozycja w tabeli i strata punktowa do czołówki poważnie rozczarowuje obie drużyny. Niebawem wszystkich nas czeka trzymiesięczna przerwa w rozgrywkach, ale zanim ona nastąpi, w I lidze musi się wyklarować, z jakiej perspektywy zespoły będą spoglądać na piłkarską wiosnę. Finałowy akt wydłużonej ligowej jesieni zadecyduje o nastrojach nad morzem i nada kształt weryfikacji oczekiwań kibiców. Trzeba zrobić wszystko, co w mocy podopiecznych Ryszarda Tarasiewicza, by z tej ostatniej bitwy wyjść zwycięsko. W sobotę o 17:30 na Stadionie Miejskim w Gdyni Arka zagra z Podbeskidziem Bielsko-Biała.
Pod Klimczokiem liczono, że Podbeskidzie w tym sezonie wyrośnie na drużynę podobną do Miedzi Legnica w poprzednich rozgrywkach. Bielszczanie mieli grać równie technicznie (trzeba zresztą przyznać, że przy Rychlińskiego mają wykonawców do takiej filozofii), a do tego dołożyć jeszcze sporą dozę charakterystycznej dla górali nieustępliwości. Ostrzono sobie zęby na tę kampanię, którą postrzegano jako rok przełomowy. Tyle, że były to mrzonki. Podbeskidzie Mirosława Smyły w pierwszych ośmiu meczach wygrało tylko czterokrotnie. Bolesne były dla niego porażki 0:1 na własnym boisku – z Arką (tym bardziej, że z przebiegu tamtego spotkania czerwono-biało-niebiescy zasłużyli na znacznie więcej), Skrą i Puszczą, ale prawdziwą czarę goryczy przelała dopiero kompromitacja 0:5 na stadionie Stali Rzeszów. Włodarze klubu zwolnili Smyłę, w międzyczasie zespół pod wodzą Dariusza Kołodzieja przegrał jeszcze z Ruchem (a jakże, 0:1 u siebie), a potem pod Klimczokiem pojawił się Dariusz Żuraw. Doskonale znany w Gdyni były stoper żółto-niebieskich, który ma za sobą niespecjalnie udane przygody z Lechem Poznań i Zagłębiem Lubin, z popularnymi ,,góralami” jeszcze nie przegrał, a na tę passę składa się już osiem spotkań. Co prawda spośród tych ośmiu potyczek tylko trzy bielszczanie wygrywali, a w pozostałych pięciu dochodziło do podziału punktów, ale i tak w ich grze widać pewien powiew świeżości (to zresztą dosyć powtarzalne zjawisko w przypadku drużyn obejmowanych przez Żurawia – ten szkoleniowiec zazwyczaj notuje pozytywny start, by potem wpaść w tarapaty). Czerwono-biało-niebiescy odnaleźli boiskową fantazję, nauczyli się na nowo korzystać z narzędzi, którymi dysponują w ofensywie, rozkręcili Michała Janotę, zostawili więcej luzu Joanowi Romanowi Goku i w tym momencie punktują lepiej niż na początku rozgrywek. Choć nadal więcej punktów zdobywają na wyjeździe – w delegacji wywalczyli 15 z 26 zdobytych oczek. Z drugiej strony wciąż bardzo niemrawo wygląda ich postawa w defensywie. W ostatnich ośmiu kolejkach aż pięciokrotnie tracili co najmniej dwa gole, o czym najczęściej decydują błędy indywidualne i masa głupich fauli w okolicach własnego pola karnego oraz następująca po nich bierność przy stałych fragmentach gry. To wszystko daje na ten moment podopiecznym Żurawia (który był przecież znakomitym obrońcą) 8. lokatę w tabeli ze stratą jednego punktu do szóstej Arki. Przy Rychlińskiego nie mogą narzekać na formę bramkarza Matvei Igonena, ale z tercetem środkowych defensorów w osobach Julio Rodrigueza, Mateusza Wypycha i Daniela Mikołajewskiego mają już większe zmartwienie. Wahadła Podbeskidzia obstawiają najczęściej Ezequiel Bonifacio i Jeppe Simonsen – Haitańczyk dobrze sprawdza się w ofensywie, zanotował już 4 asysty, ale też często nie wyrabia się z powrotem do obrony. W środku pola Żuraw ustawia 19-latków: ucharakteryzowanego defensywnie Jakuba Bierońskiego i bardziej kreatywnego Marcela Misztala (jedno z odkryć rundy jesiennej w I lidze), natomiast ten ostatni będzie w sobotę pauzował za kartki i w składzie zastąpi go prawdopodobnie Dawid Polkowski. Za generowanie okazji brakowych w ekipie Podbeskidzia odpowiadają były piłkarz Arki Janota (4 asysty w tym sezonie) i znajdujący się w świetnej dyspozycji Goku (5 goli i 7 ostatnich podań), a w roli egzekutora występuje oczywiście lider klasyfikacji strzelców I ligi, autor 11 bramek, Kamil Biliński. Bardzo interesująco zapowiada się bezpośrednia konfrontacja Bilińskiego ze strzelcami 9 goli w rozgrywkach, Karolem Czubakiem i Omranem Haydary’m. Takich smaczków znajdziemy zresztą więcej – dość wspomnieć choćby o rywalizacji kreatywnych ,,dziesiątek” Janoty i Huberta Adamczyka (,,Adams” przed tygodniem zagrał na skrzydle, ale w obliczu powrotu do składu Haydary’ego ponownie obejrzymy go w środkowym sektorze). W spotkaniu inaugurującym trwający sezon ciekawie wyglądały pojedynki na skrzydle Simonsena z debiutującym wówczas w dorosłej piłce Marcelem Predenkiewiczem – początkowo przewagę miał boczny obrońca Podbeskidzia, ale im dalej w mecz, tym więcej z gry uzyskiwał 18-latek. Teraz naprzeciwko Haitańczyka stanie Kacper Skóra, choć nie jesteśmy przekonani, czy ze względu na profil tego zawodnika nie byłoby warto ustawić naprzeciwko niego szybkiego i zwinnego Haydary’ego. Zostawiamy tę propozycję pod rozwagę Ryszarda Tarasiewicza, a opowieść o ekipie z Beskidu Śląskiego kończymy informacją, że poza Misztalem za kartki pauzuje jeszcze 21-letni litewski lewoskrzydłowy Titas Milasius.
W Gdyni panują minorowe nastroje, bo po dwóch zwycięstwach z rzędu przyszły dwie kolejne porażki. Szczególnie dotkliwa była ta sprzed tygodnia – po wpadce z drużyną Radoslava Latala Arkowcy spadli na 6. pozycję w tabeli, tracą już sześć punktów do strefy awansu i siedem do lidera, tuż za ich plecami czają się rywale z Niecieczy i Bielska, a bilans na własnym stadionie wygląda coraz gorzej: w tej chwili mówimy tu o dwóch zwycięstwach na osiem potyczek. Do tego podopieczni Tarasiewicza wciąż popełniają te same błędy, za co odpowiedzialny jest szkoleniowiec gdynian. Te bolączki omówiliśmy w podsumowaniu starcia ze ,,słoniami”, natomiast w tym momencie żółto-niebiescy muszą się skoncentrować na konfrontacji z Podbeskidziem, bo szalenie ważne będzie zakończyć 2022 rok kompletem oczek i jednocześnie tchnąć w serca kibiców nadzieję, że na wiosnę będzie jeszcze, o co grać. Do gry po karencji za cztery żółte kartki wróci Omran Haydary. Zagrożeni absencją w pierwszym meczu na wiosnę pozostają Christian Aleman, Karol Czubak i Sebastian Milewski, ale liczymy, że nie będą chcieli wydłużać sobie wolnego niczym Robert Lewandowski w spotkaniu z Osasuną. Podbeskidzie nigdy nie wygrało w Gdyni, a w całej historii ograło Arkę tylko raz na jedenaście prób (w tym czasie żółto-niebiescy inkasowali pełną pulę sześciokrotnie). Ta statystyka musi w sobotę zostać podtrzymana, bo gdynianie potrzebują zwycięstwa jak tlenu. Po potyczce z bielszczanami nadejdzie bardzo długa, bo aż trzymiesięczna przerwa zimowa. Mamy nadzieję, że właściciele klubu już szykują transfer (albo transfery) obrońców, bo żółto-niebiescy wznawiają zajęcia już na początku grudnia i jeśli proces wkomponowania się do zespołu nowych defensorów ma przebiec płynnie, to są oni potrzebni już na początku przygotowań. O absolutnej konieczności takich transferów nie musimy chyba nikogo przekonywać – nawet najwięksi ignoranci widzą gołym okiem, że bez znaczącego wzmocnienia formacji obronnej Arkowcy nie mają co myśleć o czołówce tabeli. Ta runda pokazała bolączki Arki aż nadto.
Utarło się, że góralskie wesela trwają dłużej niż uroczystości w innych regionalnych tradycjach. Tak właśnie dłużyła się dla kibiców Arki runda jesienna tego sezonu. W tym czasie działo się tyle, ile podczas spektakularnej zabawy weselnej – ktoś się z kimś pobił, ktoś nie wytrzymał tempa picia, ktoś się wykoleił, ktoś zabłysnął w tańcu. Teraz jest już czwarta nad ranem i można śpiewać ,,Czarny blues o czwartej nad ranem” Starego Dobrego Małżeństwa i na placu boju pozostali już tylko najwytrwalsi goście, którzy dzielnie tańczą w rytm nadawany przez nieoszczędzającą się orkiestrę. A góralska muzyka ma to do siebie, że jest bardzo żwawa, dynamiczna i pobudzająca. Tak właśnie przeciwko ,,góralom” musi zagrać w sobotę Arka, by na twarzach jej niezłomnych kibiców w ostatnim akcie wydłużonej rundy jesiennej pojawił się szczery uśmiech. Oooooo, do boju Areczko, my gdyńscy wierni fani, po grób oddani za swój klub!