Słoń w składzie porcelany i historia czterech polędwiczek.
Poprzedni tekst rozpoczęliśmy wątkiem humorystycznym, więc i tym razem pozostańmy w tych klimatach. Parafrazując słowa kolejnej kultowej polskiej komedii w reżyserii Juliusza Machulskiego o wspaniałym tytule „Seksmisja”, o sytuacji w klubie można by rzec: „Niezły burdel macie w tym waszym Archeo”.
Z uwagi, że od jakiegoś czasu z klubu nie wypłynęło żadne nowe oświadczenie powodujące osłupienie lub zażenowanie nie tylko wśród kibiców, ale także co gorsza wśród dziennikarzy, postanowiliśmy przybliżyć Wam nieco od kuchni działania pewnej kluczowej w klubie osoby. I nie, nie chodzi nam tym razem ani o Prezesa, ani o naszego "nadtrenera". Swoją drogą, w klubie najwyraźniej odrobili zadanie domowe i zrozumieli, że kolejnym durnym tekstem tylko coraz bardziej się pogrążają, co nie oznacza, że nic ciekawego się nie wydarzyło. Ale do meritum.
Kto jest przywołanym w tytule słoniem, a kto porcelaną?
Porcelana rodowa, czyli najważniejsze nasze dobro to oczywiście Arka. Klub, który łączy pokolenia, łączy ludzi z różnych środowisk, łączy ludzi o zupełnie odmiennych poglądach, łączy mieszkańców Gdyni i wielu miast i miasteczek z pięknych Kaszub, Kociewia czy Mazur. Coś czego w klubie kompletnie nie rozumieją. Przysłowiowym słoniem natomiast osoba, której pierwsze słowa wypowiedziane w klubie do zgromadzonych osób brzmiały „ale wy w syfie siedzicie”. Przedstawiamy Panią Magdalenę Kapuścińską, która oficjalnie pełni funkcję dyrektora administracyjnego i managera klubu, a w rzeczywistości miesza swoją chochlą we wszystkim w czym tylko może. Słoniem, który swoimi nieudolnymi ruchami, rozpycha się i tłucze tą naszą porcelanę.
Pani Magdalena na jednym z ogólnodostępnych portali internetowych pisze o sobie: „Jestem osobą odpowiedzialną, bardzo dobrze zorganizowaną. Cenię sobie dokładność, lojalność i szeroko pojętą jakość. Cechuje mnie punktualność, sumienność, pozytywne nastawienie i wysoka kultura osobista. Lubię wyzwania.” Podążając dalej, już konkretnie o zadaniach w klubie: „optymalizacja procesów biznesowych oraz korporacyjnych w Klubie, wdrażanie nowych rozwiązań, nadzór nad pracą działu marketingu, działu administracji oraz działu sprzedaży, pozyskiwanie oraz utrzymywanie relacji z partnerami biznesowymi oraz sponsorami, tworzenie i realizacja projektów sprzedażowych oraz marketingowych, zarządzanie zespołem sprzedażowym oraz administracyjnym, wspieracie działań związanych z bezpieczeństwem imprez masowych, udział w realizacji projektów pionu sportowego, minimalizacja kosztów, optymalizacja działań.”
Brzmi pięknie, a jak to zweryfikowała rzeczywistość? Nie odbieramy jej wykształcenia czy pewnie wiedzy w kilku dziedzinach, ale Kapuścińska pojawiając się w Arce weszła na lodowisko, tylko zamiast łyżew założyła rolki. I uparcie twierdzi, że tak jest dobrze i fajnie. Choć jej piruety zamiast zachwytu wywołują czasem osłupienie, a częściej zażenowanie.
Zacznijmy od „pozyskiwania oraz utrzymywania relacji z partnerami biznesowymi oraz sponsorami”.
Nie trzeba być Nostradamusem, żeby wiedzieć, że pierwsza liga to stan umysłu. Tutaj żaden duży, poważny biznes ot tak po prostu się nie pojawi. Z reguły są to lokalne firmy emocjonalnie związane z miastem, klubem lub regionem, często prowadzone przez kibiców Arki. Jeżeli już się pojawią, to trzeba co najmniej o nich dbać, a już na pewno nie zniechęcać i traktować z arogancją (co swoją drogą wśród naszych rozmówców było jednym z głównych zarzutów wobec Kapuścińskiej).
Zacznijmy od historii, o której już część kibiców słyszała i związanej bezpośrednio z Jarosławem Kołakowskim (którego nota bene w klubie oczywiście formalnie niby nie ma), a nie z Kapuścińską. Przytaczamy, żeby nakreślić podejście do sponsorów i potencjalnych sponsorów w szerszym horyzoncie. W akapicie wyżej padło stwierdzenie, że pierwsza liga to stan umysłu, a sponsorzy są na wagę złota. Co robisz w momencie, kiedy jeden z kibiców przyprowadza takiego sponsora do klubu? Dbasz i doceniasz? Nie u Kołakowskiego, który stawia swoje ego przed dobrem klubu. Spotkanie ze sponsorem rozpoczęło się od monologu pouczającego owego kibica, który jak my wszyscy miał wcześniej zastrzeżenia do funkcjonowania Arki. "Nadtrener" nie lubi i nie toleruje odmiennego zdania czy krytyki, dlatego też kibic ten został wykreślony przez Kołakowskiego z oficjalnej listy gości sponsora na mecz żółto-niebieskich. Myślicie, że jak to się skończyło? Oczywiście ta firma ostatecznie nie została partnerem finansowym Arki.
Wróćmy już do Kapuścińskiej i kolejnego żenującego przypadku. Próba natarczywych nacisków, żeby firma podwoiła kwotę comiesięcznych wpłat dla klubu skończyła się nie tylko tym, że sponsor ten w ogóle nie podpisał kolejnej umowy z klubem, ale także została zablokowana możliwość zakupu przez niego normalnego biletu w kasie na najbliższy mecz. Kiedy już „jakimś cudem” pojawił się na stadionie, zaskoczona Kapuścińska skomentowała to „A co ty tu robisz?”. Piękny przykład utrzymywania relacji z partnerami biznesowymi.
Jeszcze coś dorzucić? Proszę bardzo. Kolejny ze sponsorów, który z powodu choroby nie mógł pojawić się na meczu. W zamian za niego na stadionie miał się pojawić jego ojciec. Myślicie, że jak to się skończyło? Kluczowe jest tutaj słowo „miał”.
Wszystko sprowadza się do tego, że sponsor ma płacić i siedzieć cicho. Tak jak zwykli kibice. Podobny mechanizm?
W poprzednim artykule pisaliśmy, że Kołakowscy zrazili do siebie kibiców, władze miasta, akcjonariuszy klubu, stowarzyszenie szkolące młodzież, oldboyów, część sponsorów, w moim subiektywnym odczuciu także już też część dziennikarzy. Pamiętacie wielką akcję marketingową klubu z nowym stadionowym cateringiem? Wróbelki na mieście ćwierkają, że do tego wyżej wymienionego grona powoli dołącza już część nowych restauratorów. Szybo poszło? Tutaj mamy niezłą karuzelę. Jednego dnia Kapuścińska nie chce przedłużać umowy, następnego jakby wcześniej tematu nie było - już tak, a jeszcze kolejnego znów nie. Można się w tym wszystkim pogubić. Finał jest taki, że jedna z firm, która pozostawiła po sezonie swój sprzęt w punkcie na stadionie, po nie przedłużeniu umowy, nie mogła się do niego dostać i go zabrać, a ów punkt podobno jest właśnie remontowany.
Lecimy dalej. „udział w realizacji projektów pionu sportowego”
Pion sportowy… Znacie trenera Irka Mamrota, prawda? Pewnie, że tak. W końcu pracował u nas przez jakiś czas. Przy okazji serdecznie pozdrawiamy. Po kilku miesiącach jego pracy w Gdyni, pewnego dnia na swojej drodze spotkał Panią Kapuścińską (która oczywiście funkcjonowała w strukturach klubu również od kilku miesięcy), a która to w ogóle nie miała pojęcia z kim ma do czynienia. Na Jej pytanie „jak masz na imię”, trener ze spokojem odpadł „sprawdź sobie w internecie”. Interesująca musi być ta realizacja projektów pionu sportowego, kiedy jeden z najważniejszych pracowników klubu nie ma w ogóle pojęcia kto jest trenerem Arki. W końcu 3-letni regres sportowy Arki ma kilka twarzy, jedną z nich obok Kołakowskich, jest także Kapuścińska.
[Tutaj konieczny mały przerywnik – naczelny nadtrenerze i nadprezesie, proszę od razu nie dzwonić do Trenera Ireneusza, to informacja nie od niego, ale od świadków tego zdarzenia. Tak dla wyjaśnienia, bo wiemy, że to czytacie i różne głupie pomysły mogą przyjść do głowy.]
Swoją drogą Kapuścińska z rozpoznawaniem ludzi pracujących w klubie ma większy problem, ponieważ jakiś czas temu pomyliła zatrudnionego w klubie fotografa z kierowcą autokaru. Prócz osób w naszym Klubie myli też najważniejsze osoby z Urzędu Miasta Gdyni. Znane są historie jak na finale Pucharu Polski wypraszała z loży VIP jednego z wiceprezydentów miasta oraz jak pytała podczas innej uroczystości "kim pan jest i co pan tu robi?".
Kolejny kruczek: nadzór nad pracą działu marketingu, działu administracji oraz działu sprzedaży
Poruszamy temat szefowej działu marketingu i działu sprzedaży, działów których docelowym klientem jest każdy kibic i potencjalny kibic. Z założenia osoba odpowiedzialna za te zagadnienia powinna rozumieć mechanizmy działające we wszystkich tematach okołostadionowych. Każdy z nas pamięta swój pierwszy szalik, nieodzowny atrybut każdego kibica. Tymczasem jakiś czas temu, na zadane pytanie o dostępność szalików w stadionowym sklepie z rozbrajającą szczerością odparła: „Po co zamawiać szaliki do sklepu, skoro jest lato?”. Mówi to osoba nadzorująca marketing i sprzedaż w klubie.
Dla pełnego obrazu podejścia do kibica, można przytoczyć jeszcze jedną historię. Po którymś z przegranych meczów, Kapuścińska zapytała będących w posępnych nastojach kibiców, dlaczego są tacy smutni. Odpowiedź o przegranym meczu skwitowała: „ale wy płytkie życie macie”. Innym razem chodziła po trybunie na stadionie i zastanawiała się głośno komentując: "po co te flagi tu wiszą?".
Niestety świadczy to tylko o kompletnym braku wiedzy, ignorancji, ale i o braku szacunku do kibiców, czyli docelowej grupy działów, które nadzoruje.
„Wspieracie działań związanych z bezpieczeństwem imprez masowych”
Dla Kapuścińskiej bezpieczna impreza masowa to jest taka, na której najwyraźniej nie ma w ogóle lub jest jak najmniej kibiców. Nie rozumie, że piłka to nie biznes, tylko show-biznes. Tutaj kluczowe jest właśnie to „show”. Bez wypełnionych przez kibiców trybun, będzie to tylko marny mecz przypominający sparing. To trybuny, to kibice dopingiem nakręcają piłkarzy, robią atmosferę, która jest w stanie przyciągnąć kolejnych fanów czy sponsorów, bo widowisko zyskuje ogromnie na atrakcyjności. Tymczasem Kapuścińska jakiś czas temu stwierdziła, że "klub idzie z duchem czasu i nie potrzebuje kibiców, którzy nie są w stanie kupić sobie biletów przez internet. Najwyraźniej taki kibic jest zbyt mało zdeterminowany, ponieważ na pewno posiada kogoś, kto jest w stanie pomóc”. No niekończenie.
Kupno samego biletu to jedno, ale żeby w ogóle móc kupić ów bilet, trzeba posiadać profil kibica. I tu ten „duch czasu” Pani Kapuścińskiej mówi stop. Gdzieś na wstępie wspomniałem, że Arka to Gdynia, ale także Kaszuby, Kociewie czy Mazury. Szanowna Pani Kapuścińska, nie wiem czy Pani jest melomanką, ale polecam na youtube znaleźć sobie kawałek DCH&KRS „Arka Razem” i tam w drugiej części utworu wymienionych jest nieco miejscowości, w których mieszkańcy kibicują Arce. Miejscowości, z których do Gdyni jest od kilkunastu do kilkuset kilometrów. Miłość do Arki nie ma granic, ale w momencie kiedy ktoś by chciał zabrać dziecko, żonę czy sąsiada pierwszy raz na mecz, to ta osoba musi najpierw w tygodniu przyjechać do Gdyni osobiście i założyć profil kibica. Zachęcające. Czy im też brakuje wspomnianej determinacji? Czy może im mniej, tym bezpieczniejsza impreza masowa?
A co chodzi z tytułowymi czterema polędwiczkami?
Taka anegdotka na koniec. Po którymś z zakończonych meczów, z VIPowskiego cateringu pozostały cztery zimne polędwiczki. Kapuścińska próbowała je zwrócić do restauratora chcąc zwrotu pieniędzy. Przecież można zamrozić i podać na drugi dzień innym klientom.
Niezły burdel macie w tym waszym Archeo. Podobnych historii jest dużo więcej, ale na ten moment z różnych względów nie możemy ich opublikować. Na wszystko przyjdzie pora...
Do zobaczenia i usłyszenia niebawem!
#ArkaRazem
#ArkaRazemBezKołaków